Kambodza
Zastanawiam się jak można opisac podrozowanie po Kambodzy, lecz tego się chyba nie da opisac, to trzeba przezyc.
Na tajska granice w Aranyaprathet udalo mi się dotrzec okolo poludnia (w Kambodzy trzeba podrozowac wczesniej rano jeżeli ma się zamiar gdziekolwiek dotrzec), wydanie wiz i cala biurokracja zwiazana z potrzebnymi papierkami poszla szybko i bezbolesnie.
Udalo się, stoje przed ogromna brama z napisem „Kingdom of Cambodia”, pare krokow i jestem w Poipet – miescie granicznym Kambodzy, gdzie stajesz się zwierzyna lowna dla przewoznikow, sprzedawcow i naciagaczy. Bez problemu udalo mi się zorganizowac 2 osoby (Koreanczyka i Japonczyka) do taksowki, która miałem zamiar dotrzec do Siem Reap. Rozklekotana Toyota Camry miala nas przetransportowac jakies 150km w czasie 3 godzin jedna z najgorszych drog swiata. Było to dla nas nielada przezycie, kierowca niestety nie podzielal naszej euforii. Wsiadl do auta, zapuscil Kmerski kawalek i nacisnal gaz do dechy, dla niego to „another day, another dolar”. Przejazd ta droga przypomina troche rajd Paryz-Dakar, tylko ze kierowca nie ma na nazwisko Peterhansel a my na glowach nie mielismy kaskow (wierzcie mi, przydaly by sie, walilismy glowami o sufit mniej wiecej co 4 minuty).
Po 3 godzinach i jakis 5000 dziur, z kurzem miedzy zebami jestesmy w Siem Reap...